Jeśli mówimy o folklorze, to od razu myślimy o dawnych strojach, zwyczajach, obrzędach, śpiewach … często już zapomnianych albo popadających w zapomnienie. Polski folklor odchodzi w przeszłość i dziś w zasadzie możemy obserwować go jedynie w skansenach. Wyjątkiem są okolice Zakopanego, gdzie wciąż można zobaczyć górali i góralki ubranych w piękne tradycyjne stroje podążających do kościoła w niedzielny poranek. W innych regionach Polski podtrzymywanie folkloru ma wymiar naprawdę symboliczny.
Tym większym zaskoczeniem jest, dla każdego odwiedzającego, wieś Zalipie, w której tradycja rodzi się na naszych oczach. Zalipie jest miejscem absolutnie unikatowym, które zasłynęło upiększaniem swoich domów poprzez malowanie pięknych dekoracji kwiatowych.
Zwyczaj wcale nie jest stary, bo powstał zaledwie na początku XX wieku. W tamtym czasie w wiejskich chatach były piece, które po prostu dymiły brudząc niemiłosiernie całą izbę, a w szczególności ściany wokół pieca. Oczywiście dobre gospodynie nie mogły dopuścić do tego, aby w domach było brudno, zatem regularnie izby były bielone i czyszczone zazwyczaj przed największymi świętami. Najczęściej robiono to za pomocą zebranych w pęczki suchych brzozowych gałązek.
Opowiadając o Zalipiu nie sposób nie wspomnieć o Pani Felicji Curyłowej, która mając zaledwie 10 lat wyznaczona przez mamę do wyczyszczenia izby z sadzy zamiast zrobić to, jak Pan Bóg przykazał, wapnem, postanowiła użyć brzozowych gałązek i za ich pomocą ozdobiła cały piec brązowymi kwiatami. I tak to się zaczęło. Z czasem zaczęły pojawiać się kolory, a Felicja z młodej adeptki sztuki ludowej wyrosła na prawdziwą ludową działaczkę. Nie tylko zaraziła koleżanki swoją pasją, ale nawet stworzyła nieformalne stowarzyszenie „Wieś tworząca”. Organizowała konkursy na malowanki ścienne, które z czasem przekształciły się w prawdziwą sztukę ludową, a malowanki ścienne wyszły z pomieszczeń na zewnątrz. Dziś zdobi się zarówno wnętrza jak i zewnętrzne ściany budynków.
Pani Curyłowa projektowała wzory dla wytwórni fajansu we Włocławku, zaprojektowała też pokój zabaw dla dzieci na słynnym polskim transatlantyku Batory. Za ten projekt uzyskała międzynarodową nagrodę dla twórców ludowych. Była to nagroda pieniężna, którą w całości przekazała na stroje dla powstającego wówczas Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze.
Dziś nazwalibyśmy Panią Curyłową celebrytką, ale mimo, iż osiągnęła w swoim życiu bardzo wiele, to nie zależało jej na własnej sławie, pieniądzach i zaszczytach. W zasadzie nie przyjmowała żadnych pieniężnych nagród. W zamian prosiła o coś konkretnego dla Zalipia. To właśnie dzięki niej w Zalipiu już w 1952r. pojawiła się elektryczność. Okoliczne wioski musiały na nią czekać jeszcze kilkanaście lat. Wieś za darmo otrzymała drogi, kanalizację i wiele innych rzeczy, podczas gdy inni musieli ponosić koszty dołączenia do cywilizowanego świata.
W związku ze swą działalnością społeczną i artystyczną otrzymała sporo różnych nagród i odznaczeń, z których na pierwszym miejscu wymienić należy Srebrny, a następnie Złoty Krzyż Zasługi.
W czasie pobytu we Włocławku Curyłowa wykonała kilkadziesiąt kafli ceramicznych, ozdobionych własnoręcznie malowanymi kwiatami, którymi przyozdobiła nagrobek swojej matki i własny grobowiec, który sobie na kilkanaście lat przed śmiercią przygotowała. Zapytana skąd wziął się u Niej taki bądź co bądź niecodzienny pomysł, odpowiedziała: „chciałam przecie, żeby to swojo renko zrobić to wzory, żeby ta sztuka na człowieku jeszcze po śmierci leżała".
Warto w tym miejscu zauważyć coś, co podkreślają mieszkańcy wsi, że wieś Zalipie nie jest skansenem. Życie tam toczy się normalnie, a dekorowanie domów jest dla nich po prostu rozrywką. Malować może każdy jak chce i kiedy chce. Trzeba przyznać jednak, że mieszkańcy wioski obdarzeni są naprawdę niezwykłymi talentami. A może wszyscy jesteśmy nimi obdarzeni, tylko nie mamy sposobności, aby się nimi wykazać tak, jak to robią zalipianki. Malowaniem zajmują się przeważnie panie, a tradycja ta i umiejętności przekazywane są z matki na córkę. Co roku w obejściach pojawiają się nowe dekoracje. Co roku też, odbywa się konkurs „Malowana Chata” podczas którego komisja etnografów obchodzi całą wieś i ocenia wszystkie obiekty zgłoszone do konkursu. Czasami są to całe obejścia, a czasami pojedyncze domy, stajnie, studnie, a nawet psie budy. Każdy maluje jak mu serce dyktuje. Dlatego niektóre malunki są wielokolorowe, a inne jednokolorowe.
Jedni chcą w ten sposób bawić się i biorą w tym udział, inni nie. Nie ma przymusu. Dlatego niektóre domy są pomalowane, inne nie. Warto jednak wybrać się na dość długi spacer dookoła wsi, aby poczuć klimat tego niezwykłego miejsca.
Podczas spaceru na pewno nie można ominąć pięknie udekorowanego kościoła, Zagrody Felicji Curyłowej oraz Domu Malarek.
Kościół parafialny w Zalipiu pod wezwaniem św. Józefa Oblubieńca NMP, to prawdziwy unikat na skalę krajową. Kościół nie jest stary. Wybudowany został w 1948r. Jednak malowidła, którymi jest ozdobiony naprawdę robią wrażenie. Tym większe, jeśli wiemy, że nie wyszły spod ręki profesjonalistów, ale miejscowych parafianek.
Ważnym miejscem w Zalipu jest Dom Malarek, który pełni funkcję nie tylko Gminnego Ośrodka Kultury, ale przede wszystkim zajmuje się dbaniem o to, aby zalipiańska sztuka pięknie się rozwijała. Dom Malarek pełni też rolę punktu informacyjnego. To tutaj można otrzymać mapkę, gdzie we wsi zlokalizowane są malowane domy. A wieś jest dość rozległa, więc dobrze jest z takiej podpowiedzi skorzystać, tym bardziej, że malowane domy nie stoją jeden obok drugiego.
Jedno jest pewne. Warto jest wracać do Zalipia, bo możemy być pewni, że co roku znajdziemy tam coś, czego w poprzednich latach jeszcze nie było.
Dom Malarek - http://dommalarek.pl/
Zagroda Felicji Curyłowej - https://muzeum.tarnow.pl/zwiedzanie/oddzialy/zagroda-curylowej-w-zalipiu/
Anna Pawlina - przewodnik po Warszawie, pilot wycieczek
Strona zrobiona w kreatorze stron internetowych WebWave